wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 2: "Marzenie..."

O! Nie przypominam sobie tak długego rozdziłu. Miłego czytania.

________________


*sześć lat później*
Było dość wcześnie rano gdy dostałam czymś w głowę. Machnęłam ręką dając Elle znać, że jeszcze chce spać i opatuliłam się ciepłą kołdrą. Coś świsnęło mi obok ucha, nie trafiła tym razem.
- Tony… - głos Elenor był mocno zaspany.
- Coooo?! – przewróciłam się na brzuch.
- Zamknęłaś wczoraj wieczorem drzwi pokoju? – spytała.
Uświadomiłam sobie, że tego nie zrobiłam i w tym samym monecie usłyszałam otwierające się drzwi i ktoś wpadł do naszego pokoju. Jak burza albo też huragan.
Tak, huragan to zdecydowanie lepsze określenie.
Napastnik chwycił moją cieplusią kołdrę, którą zawczasu mocno chwyciłam i szarpnął mocno odebrał mi ją. Po chwili kuliłam się na łóżku odkryta.
- WSTAWAĆ! WSTAWAJ LENIU! – Patrick zaczął krzyczeć niemiłosiernie głośno. Więc wyjęłam poduszkę z pod głowy i zamachnęłam się uderzając intruza.
- Uchh… Ała…
Sądząc po dźwiękach jakie wydał trafiłam. Gdy odwróciłam się w jego stronę był zgięty w pół i obejmował rękami okolice splotu słonecznego. Wyprostował się.
Przez ostatnie sześć lat nieco się zmienił z wyglądu. Zdecydowanie urósł, włosy mu zaciemniały i nosi je teraz troszkę dłuższe. A tak pozostał tą samą osoba, którą był w dniu gdy go poznałam.
- Prawie mnie zabiłaś! – krzyknął śmiejąc się.
- Ja przez ciebie o mało nie ogłuchłam! – odgryzłam się. Patrick bezceremonialnie rzuciła się na koniec mojego łóżka.
- AAAAAA! ZOSTAW MNIE!! WYJDŹ ODEMNIE!! – krzyczała Elle. Spojrzałam w jej stronę łóżka Elenor. Nie dziwię się że krzyczała. Zawsze darła się gdy ją łaskotano. Tym razem ‘znęcał się’ nad nią najlepszy przyjaciel Patricka Jim.
James Martin jest wyższy niż Patrick ma kruczo czarne włos i ciepłe zielone oczy. Ostre rysy. Cóż, nie mój typ.
- Zostaw ją! Łaskotkowy Potworze! – wydarłam się na Jim’a rzucając w niego poduszką, którą uprzednio zdzieliłam Patrick’a.
- Co się tu dzieje? – kolejna osoba weszła do pokoju zastając pobojowisko. Cała moja pościel leżała na podłodze, Patrick siedział na łóżku ‘tuląc się’ do drzwi z łazienki, Elle leżała cała czerwona ze śmiechu a Jim stał nad nią.
Jak się spodziewałam w drzwiach stał Bruce. Górował wzrostem nad nasza całą czwórką, ciemno brązowe a czasem czarne [zależał to od światła] lekko kręcone włosy otaczały jego twarz o wydatnych kościach policzkowych. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem przenikliwych niebieskich oczu. Bruce Owen. Jedyny wychowanek Akademii, który w niej został zaraz po jej ukończeniu.
- To my już idziemy, panie Owen – Jim powiedział z naciskiem na dwa ostatnie słowa, szarpnął Patrick, który za drzwiami wciąż udawał, że go nie ma.
I właśnie taką ‘przecudowną’ pobudkę miałyśmy zawsze gdy zapominałyśmy zamknąć drzwi.
- Tony, Elle w porządku? –spytał
- Tak, dzięki Bruce.
- Mogę wejść?
- Tak jasne – odpowiedziałam podczas gdy Elle doprowadzając do porządku rozczochrane włosy. Bruce pomógł nam uporządkować pokój zajęło nam to kilka minut. Następnie wyrzuciłam go z pokoju tłumaczą, że mamy 30 minut do pierwszej lekcji a musimy jeszcze się przebrać i zjeść śniadanie. Bruce rozczochrał moją szopę na głowie i wyszedł.

Po 10 minutach byłyśmy gotowe. Zeszłyśmy po schodach i wpadłyśmy na stołówkę.
Była to ogromna wysoka sala z dużymi oknami. Znajdowało się tam około 69 stołów, przy których mogło zasiadać mniej więcej 4 osoby. Przeszłyśmy przez całą salę do bufetu. Wzięłam tackę i położyłam na nią rzeczy potrzebne do przygotowalnia płatków. Tym czasem Elle nałożyła sobie naleśniki. Z śniadaniami na tackach powędrowałyśmy do naszego ulubionego stołu z widokiem na ogród. Pod samym oknem kwitły, a właściwie przekwitały [bo był to już listopad] róże pana Romulus’a Dizzy, naszego nauczyciela sztuki i literatury. Nie zdążyłyśmy się dobrze rozsiąść gdy dosiedli się chłopcy. Właściwie od sześciu lat każdy posiłek jemy z Patrick’iem i Jim’em.

Po spożyciu śniadania wymieniliśmy się stosownymi uprzejmościami dotyczącymi naszych lekcji typu „uważajcie bo wyjmie Zbiór Prostych Zadań z Chemii” i „no to ciekawego WOS” etc.

Z Elle miałyśmy mieć dziś nudny do bólu WOS, nieobliczalną matmę, przerażającą fizyką, jak zwykle wolną literaturę a później sztukę i na zakończenie dwa w-f.

Na WOS-ie pan Pietro przejmująco opowiadał o tym jak cudowna była demokracja ateńska nie zauważając, że wszyscy w klasie albo śpią albo nie słuchają. Pani Lukas objaśniała nam na czym polega funkcja, której zresztą nikt nie rozumiał. Fizyka, co można powiedzieć o fizyce tego dna? Lepiej nie mówić nic. Na lekcji literatury i później sztuki z panem Dizzy’m, każdy robił co chciał. Pan Dizzy, jak wszyscy nauczyciele, dawno zaniechali zadawania nam zadań domowych, z prostego powodu: nikt ich nie robił. Tylko czasem na lekcję literatury kazał nam coś przeczytać.
Na w-f dołączyła do nas 8b, klasa Patrick’a i Jim’a.
Nasz wuefista pan Johnson to przystojny, średniego w zrostu facet około 30 lat ma czarne włosy, zielone oczy i razem z Bruce’m są marzeniem połowy dziewczyn w Akademii. Usiadł spokojnie na krześle patrząc jak pani [a właściwie panna] Griffiths kłóci się z nami co ma być na lekcji.
Doszliśmy w końcu do porozumienia dziewczyny z obu klas [oprócz mnie i Elle] oraz Ian i Tom z mojej klasy pójdą z panią Griffiths na małe sali grać w siatkówkę a reszta zostanie z panem Johnson’em i będzie grać w piłkę nożną. Po dwóch godzinach byliśmy wymęczeni lecz zadowoleni. Wyszłyśmy z Elle przebrane, z szatni na korytarz gdy nagle usłyszałam:
- Ałłłłłł!!! Moja kostka!
Spojrzałam na Elle nie dowierzając.
- Na korytarzu? Naprawdę? Na prostym korytarzu?
W odpowiedzi Elle pokazał mi język i nie pytając ruszyłyśmy w stronę przybudówki do części mieszkalnej Akademii, która był mały szkolny szpital. Gdy szłyśmy przez ogród natchnęłyśmy się na naszych nierozłącznych przyjaciół.
- Znowu kostka? – spytał James na widok utykającej Elenor.
- Tak. – odparła.
- Gdzie tym razem? – zachichotał pod nosem Patrick
- Na korytarzu. – powiedziałam i oboje się zaśmialiśmy a Elle zrobiła minę „Foch na wszystkich”.
- Może cię zanieść? – zaoferował się Jim z uśmiechem
- Dam sobie rade. – ofuknęła i ruszyła dalej przez ogród.
- Ja idę za nią bo sobie jeszcze coś zrobi w druga kostkę. – uśmiechnęłam się do nich.
- SŁYSZAŁAM! – krzyknęła Elenor a my wypchnęliśmy śmiechem.


* * *

Jedną z zasad Akademii było, że w weekendy możemy wychodzić gdzie i kiedy chcemy, bo w tygodniu rzadko na to pozwalano.
Rano byłam u Elle w szpitalu. Lekarze zostawili ją na obserwacji całą sobotę i wyjdzie dopiero w niedzielę. Nie lubię lekarzy z tego szkolnego szpitala są wredni. Więc w sobotę poszłam z moim aparatem do parku w centrum Stolicy. Lubiła tam spędzać czas było tam wiele rzeczy wartych uwiecznienia na fotografii. Piękno przyrody o różnych porach roku i różnej pogodzie, kontrast między parkiem a budynkami, zabiegani ludzie, radośnie bawiące się dzieci. Po dwóch godzinach bateria w aparacie była na wykończeniu, więc włożyłam aparat do etui i przewiesiłam go przez ramię. Był to mój skarb odkładałam na niego z akademickiej ‘wypłaty’ przez dwa lata [każdy uczeń akademii dostaje co miesiąc trochę kasy na swoje potrzeby]. Ubrałam słuchawki, wspięłam się na półmetrowy murek przy jednej z dróg w parku i zaczęłam po min iść w ryt muzyki

„Standing at the shore/Stojąc na brzegu
Something in the distance/Coś w oddali
Questioning my existence/Kwestionuje moje istnienie
Life before my promises were glassing/Życie przed moimi obietnicami było szklane
Now I'm questioning your resistance/Teraz kwestionuję twoją odporność”*


Okazało się, że murek jest krótszy niż mi się wdawało, straciłam równowagę i poleciałam do przodu wprost w czyjeś ramiona.
- A wtedy książę uratował swoją księżniczkę. – usłyszałam od wybawcy gdy słuchawki wypadły mi z uszu.
- Cóż Bruce. Ani ja księżniczką, ani twoją, ani ty księciem. – odpowiadam spoglądając na niego.
- Jesteś moją Buntowniczką. Ale Tony musisz przyznać, że wyczucia czasu to mam. – uśmiechnął się triumfalnie.
- Tak Bruce. Postawisz mnie? – pytam.
- A dlaczego?
- A bo mam zdrowe nogi.
Po kilku protestach usadowił mnie na murku, z którego przed momentem spadłam, a sam siadł obok.
- Słyszałem, że Elle w szpitalu.
- Tak. I ja mam sama spać w pokoju! – zbulwersowałam się
Bruce otworzył usta aby coś powiedzieć, a coś uderzyło go w czoło. Jak się okazało był to mała niebieska piłeczka.
- LUCY! Czy widzisz co zrobiłaś?!? – surowy głos wysokiego blondyna był skierowany w stronę drobnej 5-6 letniej dziewczynki z aureolą blond loczków. – Idź natychmiast przeprosić pana.
Wybuchnąłem śmiechem i podniosłam piłeczkę. Dziewczynka coś odpowiedział ojcu.
- O nie. Sam musisz go przeprosić.
Lucy podeszła do nas.
- Przepraszam, że pana uderzyłam. – powiedziała patrząc na Bruce’a niebieskimi oczami.
- Masz cela. – mówię jej podając piłkę. Dziewczynka uśmiechnęła się, wzięła piłkę i pobiegła do taty. Blondyn podniósł córkę i przytulił ją.
- Marzy mi się taki widok – powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- W jakim sensie? – dopytywał się Bruce.
- Chciałabym w przyszłości mieć męża i dwójkę dzieci. To nawet przed 30-stką. A wiadomo Akademia stwarza problemy. Trzeba mieć co najmniej 15 lat służby aby móc o tym myśleć. – westchnęła.
- Uda ci się to. – uśmiechnął się do mnie ciepło i przytulił. – chyba czas się zbierać, zaraz lunie deszcz.
Jak powiedział tak się stało nie uszliśmy pięciu kroków gdy zaczęło padać.
- Co wiesz już z kim pójdziesz na Noworoczny Bal? – Spytał się zakładając kaptur na głowę.
- Nie wiem nikt mnie nie zaprosił. – odpowiedziałam.
- Ja cię nie mogę zaprosić. – szturcha mnie. – ale zachowasz dla mnie jeden taniec?
- Dla ciebie zawsze. – odpowiadam posyłając mu uśmiech.

____________________
*Fragment piosenki: Example & Laidback Luke– „Eutopia”


Przepraszam za błędy.
Charlie.

4 komentarze:

  1. Fuck this shit and ship Bruce and Tony :33 patrick może sie schowa' hahaha ją we śnie też noge skręcić kostkę więc sie nie dziw że na prostym korytarzu też potrafię. tekst piosenki epicki. Tak masz racje fizyka to piekło na ziemi xdd. remember chopin zawsze może wyciągnąć ten zbiór prostych zasad z chemi xdd - elle

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Świetne! Świetne!
    No taki miły prezent na święta ^.^
    Na wstępie powiem Ci, że zdziwiłam się na to przeniesienie w czasie o 6 lat... myślałam, że akcja będzie rozwijać się powoli a tu taka niespodzianka i Patrick jest już ich przyjacielem... No i ten Jim ^^
    Ja stoję przy swoim, że Patrick i Tony będą parą, i nic nie zmieni mojego zdania :P
    Na długość narzekać nie będę, bo jest idealna. Nie za krótko, nie za długo.
    Czekam na następny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joan kochanie moje, takie trzy słówka dobrej rady ode mnie. JIM IS MINE :D Zapamiętaj to, because I'm watching you. Widzę iż mamy odmienne zdania co do epic love Tony. BrucexTony my OTP

      Usuń
  3. Nie musisz ostrzegać nikogo, że rozdział jest długi. Ja się tak wczytałem, że nawet nie wiem kiedy skończyłem. Wyczuwam romans. Żałuję, że nie mam tego w postaci normalnej książki, gdzie od razu mógłbym przejść bez wahania do 3 rozdziału. Jak na razie El Clasico ;)

    OdpowiedzUsuń